Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Dożywocie za pięciokrotne zabójstwo i wybuch kamienicy na poznańskim Dębcu!

Norbert Kowalski
Norbert Kowalski
Tomasz J. był oskarżony o zabójstwo pięciu osób, usiłowanie zabójstwa kolejnych 34 osób, znieważenie zwłok swojej żony i spowodowanie wypadku drogowego, w którym ciężko ranny został jego syn.
Tomasz J. był oskarżony o zabójstwo pięciu osób, usiłowanie zabójstwa kolejnych 34 osób, znieważenie zwłok swojej żony i spowodowanie wypadku drogowego, w którym ciężko ranny został jego syn. Lukasz Gdak
Tomasz J., który był oskarżony o zabójstwo swojej żony Beaty, znieważenie jej zwłok czy doprowadzenie do wybuchu kamienicy na Dębcu w Poznaniu, w wyniku którego zginęły kolejne 4 osoby, został 19 sierpnia skazany na dożywocie. Obrona chciała uniewinnienia mężczyzny, ale sąd nie miał wątpliwości, że jest winny wszystkich zarzucanych mu czynów. Sąd wymierzył najsurowszą możliwą karę za zabójstwa i wybuch na Dębcu w Poznaniu. Ponadto Tomasz J. został pozbawiony praw publicznych na 10 lat i ma zapłacić łącznie setki tysięcy złotych nawiązki lub zadośćuczynienia dla bliskich zmarłych i pokrzywdzonych.

- W ocenie sądu zgromadzony materiał dowodowy był jak najbardziej wystarczający, wbrew twierdzeniom obrońców, do zakończenia postępowania i stanowi podstawę do uznania, że oskarżony dopuścił się wszystkich zarzucanych mu czynów - tak sędzia Katarzyna Obst uzasadniała wyrok wobec Tomasza J.

Tomasz J. był oskarżony o zabójstwo pięciu osób, usiłowanie zabójstwa kolejnych 34 osób, znieważenie zwłok swojej żony i spowodowanie wypadku drogowego, w którym ciężko ranny został jego syn.

Dożywocie za pięciokrotne zabójstwo i wybuch kamienicy na po...

Tragedia na Dębcu. Zabójstwo i wybuch kamienicy w Poznaniu

Do tragicznego wybuchu na Dębcu doszło w niedzielę, 4 marca 2018 roku, około godziny 8 rano. Początkowo wszystko wskazywało na to, że mamy do czynienia z tragicznym wypadkiem. Dopiero dzień później okazało się, że przed wybuchem doszło do morderstwa Beaty J. Odpowiedzialny za to ma być jej mąż Tomasz, który następnie miał doprowadzić do wybuchu gazu w kamienicy, by zatuszować ślady morderstwa.

Mężczyzna przeżył wybuch, ale przez kolejne tygodnie znajdował się w szpitalu. Po jego wypisaniu trafił od razu do aresztu śledczego. Przez długi czas nie było wiadomo czy w ogóle będzie mógł być sądzony. Ostatecznie biegli uznali jednak, że mężczyzna był poczytalny.

Tomasz J. został oskarżony o zabójstwo pięciu osób, usiłowanie zabójstwa kolejnych 34 osób, znieważenie zwłok swojej żony i spowodowanie wypadku drogowego, w którym ciężko ranny został jego syn. Proces mężczyzny ruszył w listopadzie 2019 roku. Przez kilka miesięcy sąd przesłuchał świadków oraz biegłych. W środę proces dobiegł końca, zaś prokuratura i obrońcy wygłosili mowy końcowe, a następnie sąd ogłosił wyrok.

Wybuch na Dębcu: Prokuratura żądała dożywocia

Prokuratura domagała się kary dożywocia dla Tomasza J., pozbawienia go praw publicznych na 10 lat i orzeczenia zadośćuczynienia w wysokości po 100 tys. zł dla bliskich każdej z pięciu zmarłych osób oraz zadośćuczynienia w wysokości po 30 tys. zł dla każdego z pokrzywdzonych. Jednocześnie prokurator domagał się, by Tomasz J. mógł się starać o warunkowe zwolnienie najwcześniej po 40 latach.

Mogę wnieść jedynie o najwyższy wymiar kary. W ocenie prokuratora tylko taka kara będzie społecznie akceptowalna i jedyną słuszną

- mówił prokurator Łukasz Stanke.

I dodawał: – Stan faktyczny prowadzi do jednoznacznego przekonania, że podejrzany zabił Beatę J., a następnie dokonał zbezczeszczenia zwłok. Motywem zabójstwa była prawdopodobnie zazdrość o nowego partnera Beaty J. Jak podają świadkowie, od samego początku związek Beaty J. z Tomaszem J. był oparty na chorobliwej zazdrości. Tomasz J. był zazdrosny o swoją żonę i nie mógł znieść myśli, że mogła ona sobie ułożyć życie z innym mężczyzną. Akt zbezczeszczenia zwłok mógł być wyrazem frustracji oskarżonego, że po raz kolejny jego życie osobiste legło w gruzach.

Ze stanowiskiem prokuratury zgadzała się mecenas Katarzyna Golusińska, pełnomocnik siostry zabitej Beaty J. – Bezsprzecznie w toku postępowania ustalono zamiar pozbawienia życia Beaty J. przez jej męża. Wszystko zaczęło się od faktu, że postanowiła ona rozwieść się z mężem. Tym bardziej zachowanie oskarżonego zasługuje na potępienie. Odgrażając się żonie, że odbierze to, co jest dla niej najcenniejsze, doprowadził świadomie do wypadku drogowego - mówiła mecenas Golusińska.

I dodawała: – Beata J. popełniła niewyobrażalny błąd, a mianowicie wpuściła Tomasza J. do swojego mieszkania w nocy z 3 na 4 marca 2018 roku. Oskarżony zadał 11 ciosów ostrym narzędziem. O skali brutalności, bezwzględności i bestialstwa oskarżonego świadczyło zachowanie, którego dopuścił się bezpośrednio po zdarzeniu, a mianowicie znieważenie zwłok zmarłej.

Mecenas Golusińska zwracała także uwagę, że wybuch kamienicy zmienił życie jej wszystkich lokatorów. – Czyn oskarżonego doprowadził do zabójstwa pięciu osób i do nieodwracalnych zmian w życiu wszystkich osób mieszkających w kamienicy. Dla tych rodzin nic od tego dnia już nie było i nie będzie takie same. Trudno uznać, aby działanie oskarżonego miało jakiekolwiek usprawiedliwienie - mówiła Katarzyna Golusińska.

Jednocześnie wnioskowała, aby Tomasz J. był pozbawiony możliwości ubiegania się w przyszłości o warunkowe zwolnienie.

Oskarżony stanowi bezpośrednie zagrożenie dla innych i tym samym musi być pozbawiony możliwości życia na wolności

- argumentowała mecenas Golusińska. Ponadto domagała się orzeczenia zadośćuczynienia na rzecz siostry zmarłej Beaty J. w wysokości 200 tys. zł.

Tomasz J. nie jest winny zabójstwa? Obrońcy chcieli uniewinnienia

Tymczasem obrońcy Tomasza J. wnosili o jego uniewinnienie od wszystkich zarzutów z wyjątkiem spowodowania wypadku z udziałem jego syna. W swoich mowach przekonywali, że prokuratura od początku założyła, że Tomasz J. jest winny i nie chciała dokładnie wyjaśnić sprawy.

Wina Tomasza J. została przesądzona jeszcze w marcu 2018 roku. Przez prokuraturę został przyjęty pewien obraz i to spowodowało, że nie poszukiwano dowodów na zweryfikowanie innych wersji. To przekonanie o oskarżeniu właściwej osoby wyłączyło krytyczne podejście prokuratury do sprawy

- mówił adwokat Filip Nawrot, obrońca Tomasza J.

I kontynuował: - Jest wiele pytań stawianych przez obronę, które pozostają bez odpowiedzi. Ale silne przekonanie prokuratury o winie oskarżonego spowodowało wyjście z założenia, że nie trzeba na nie odpowiadać.

W podobnym tonie wypowiadał się drugi z obrońców, adwokat Szymon Stypuła. - Ten proces toczył się bardzo szybko. Nasuwa się pytanie czy nie za szybko. Biorąc pod uwagę, że nad oskarżonym ciąży żądanie orzeczenia najpoważniejszej kary, to postępowanie wymagało bardzo szerokiego spektrum dowodowego i wnikliwości. Wnioski obrony wskazywały na pewne wątpliwości, które w naszej ocenie wymagały rozważenia. W postępowaniu karnym nie chodzi o to, aby "klepnąć" wersję aktu oskarżenia, ale o to, by tę prawdę odnaleźć. W tym postępowaniu jest prawdopodobnych co najmniej kilka wersji zdarzenia - mówił adwokat Stypuła.

I dodawał: - W sprawie jest bardzo wiele wątpliwości. Cała sprawa opiera się na przypuszczeniach. Ona wymaga wyjaśnienia. Nie można oprzeć się na domniemaniach, chyba że sąd wyda wyrok uniewinniający.

Tomasz J. nie przyznał się do zabójstw

Środowa rozprawa przebiegała w wyjątkowych warunkach z uwagi na koronawirusa. W sali rozpraw mogli przebywać jedynie sędziowie, prokurator, oskarżeni, pokrzywdzeni oraz ich pełnomocnicy. Większość dziennikarzy, z wyjątkiem stacji telewizyjnych, oglądało na żywo rozprawę w innym budynku sądu.

Niespodziewanie w rozprawie uczestniczył sam Tomasz J., który na początku procesu oświadczył, że nie chce brać w nim udziału. Po zaledwie kilku minutach opuścił on salę i nie pojawił się na żadnej z kolejnych rozpraw. Tymczasem w środę został doprowadzony do sądu i wygłosił krótkie oświadczenie, w którym nie przyznał się do większości zarzutów. Przyznał się jedynie do zarzutu spowodowania wypadku drogowego, w którym ciężko ranny został jego syn.

Nie pamiętam okoliczności zdarzenia, lecz przyznaję że mogłem przekroczyć prędkość. Nie wiem, jak to się stało. Może zarzuciło prowadzony przeze mnie pojazd. Może wyskoczyło zwierzę, może źle się poczułem i zrobiło mi się słabo, a może się zamyśliłem. Jest mi bardzo przykro z tego powodu i nie daje mi to spokoju. Bardzo martwię się o syna, nigdy bym go nie skrzywdził. Bardzo mocno i z całego serca go kocham

- odczytywał z kartki Tomasz J.

Przez pozostałą część rozprawy Tomasz J. siedział głównie ze schyloną głową. Jego mowa końcowa ograniczyła się ponownie do krótkiego oświadczenia odczytanego z kartki. - Dzieci w moim życiu odgrywają najważniejszą rolę i nie skrzywdziłbym ich - czytał Tomasz J.

Sprawdź też:

od 12 lat
Wideo

Protest w obronie Parku Śląskiego i drzew w Chorzowie

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na poznan.naszemiasto.pl Nasze Miasto